„Przed południem dotarłem do miejsca, gdzie zawsze wychodziłem z lasu na rozległą polanę okalającą Hutę Pieniacką. Po drodze musiałem dwukrotnie przeczekać, przycupnąwszy pod drzewem, aż miną mnie sanie z kilkoma uzbrojonymi Ukraińcami. Uznałem, iż muszę w odpowiedniej odległości przedostać się lasem, aż do miejsca naprzeciwko zabudowań gospodarstwa dziadków. Zachowując najwyższą ostrożność, wkrótce tam dotarłem. Podszedłem na skraj lasu i, niezauważony, wyjrzałem zza drzew. Tego, co zobaczyłem, nie zapomnę do końca życia. Zamarłem w bezruchu. Ugięły się pode mną kolana. Na klęczkach, znieruchomiały, patrzyłem na coś, czego nie byłbym w stanie sobie nawet wyobrazić. Po policzkach popłynęły mi łzy; nie mogłem tych łez zahamować. Za gardło chwycił mnie skurcz. Kiedyś z tego miejsca roztaczał się ładny widok na zadbane gospodarstwo moich dziadków i na większość zabudowań Huty Pieniackiej. Teraz moim oczom ukazał się straszliwy obraz kompletnej ruiny. (…) Na miejscu domów, pośród zgliszcz, sterczały tylko osmalone kominy. (…) Przed sobą miałem jedno wielkie pogorzelisko” – tak po latach wspominał zagładę Huty Pieniackiej jej świadek Sulimir Stanisław Żuk (1930-2019)[1].
Była to największa zbrodnia dokonana przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w Małopolsce Wschodniej, gdzie na przełomie 1943/1944 r. nacjonaliści ukraińscy przenieśli z Wołynia akcję eksterminacji ludności polskiej. Do depolonizacji Małopolski Wschodniej na wielką skalę banderowcy przystąpili w styczniu 1944 r., a najwięcej mordów dokonano od lutego do kwietnia 1944 r. OUN-B i UPA dążyły do wyniszczenia Polaków przed końcem wojny, by po pokonaniu Niemiec Polska nie mogła wykorzystać obecności ludności polskiej na byłych Kresach południowo-wschodnich II RP jako argumentu za włączeniem tych ziem do państwa polskiego. W odróżnieniu od Wołynia charakterystyczną cechą akcji eksterminacyjnej w Małopolski Wschodniej było kilka typów napadów. Pierwszy z nich sprowadzał się do mordowania Polaków „na raty” podczas częstych, niewielkich napadów, w których ginęło do kilku osób. Drugi typ napadów, występujący najczęściej, pochłaniał od kilku do trzydziestu kilku ofiar. Trzecim typem napadów, znanym wcześniej z Wołynia, były masowe zbrodnie pochłaniające do kilkuset ofiar. Miały one miejsce w około 90 miejscowościach na terenie 35 powiatów. Do największych masowych zbrodni doszło z udziałem ukraińskich formacji SS w Hucie Pieniackiej (co najmniej 868 ofiar) w powiecie brodzkim oraz w Chodaczkowie Wielkim (co najmniej 862 ofiary) w powiecie tarnopolskim. Najwyższe udokumentowane straty ludności polskiej w 1944 r. miały miejsce w powiatach: brodzkim (co najmniej 2365 osób), rohatyńskim (co najmniej 1629 osób), tarnopolskim (co najmniej 1587 osób) i kałuskim (co najmniej 1542 osoby). Udokumentowana, aczkolwiek niepełna, liczba ofiar śmiertelnych zbrodni nacjonalistów ukraińskich na Polakach w Małopolsce Wschodniej w 1944 r. wyniosła około 32 tys. w 1550 miejscowościach[2].
W najbardziej znanych zbrodniach o charakterze ludobójstwa, popełnionych przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach na tym terenie, uczestniczył 4. galicyjski pułk ochotniczy policji SS. Formacja ta, złożona z pierwszego rzutu ochotników do ukraińskiej dywizji Waffen-SS „Galizien”, brała udział w zbrodniach w Chodaczkowie Wielkim, Maleniskach, Palikrowach, Pańkowcach, Podkamieniu i w Hucie Pieniackiej[3].
Oprócz ukraińskich esesmanów w zagładzie Huty Pieniackiej uczestniczył oddział UPA. Była to najprawdopodobniej sotnia „Siromanci” pod dowództwem Dmytra Karpenki, ps. „Jastrub”. Karpenko, który zginął 17 grudnia 1944 r. podczas ataku na polską wieś Strzeliska Nowe (obecnie Nowi Striłyszcza w obwodzie lwowskim), był pierwszym bojownikiem UPA odznaczonym najwyższym odznaczeniem tej organizacji – Złotym Krzyżem Bojowej Zasługi I klasy. Poza tym w zagładzie Huty Pieniackiej uczestniczyła jeszcze bojówka złożona z miejscowych nacjonalistów ukraińskich. Dowodził nią Wołodymyr Czerniawski. Jako jedyny sprawca zbrodni w Hucie Pieniackiej został on pociągnięty do odpowiedzialności. W 1947 r. sąd w Katowicach skazał go na karę śmierci. Wyrok wykonano.
Huta Pieniacka liczyła na początku 1944 r. 172 gospodarstwa i około tysiąc mieszkańców, którymi byli w całości Polacy, w tym wielu uchodźców z Wołynia. Formalnym pretekstem do ekspedycji karnej przeciw nim była działalność partyzantki radzieckiej na tym terenie. Domniemane udzielanie pomocy przez mieszkańców Huty Pieniackiej tej partyzantce stanowi do dzisiaj, zwłaszcza dla strony ukraińskiej, argument służący usprawiedliwieniu zbrodni popełnionej przez esesmanów i nacjonalistów ukraińskich. W samej Hucie Pieniackiej działała jednak polska samoobrona. Kiedy 23 lutego 1944 r. do wsi wkroczyli ukraińscy esesmani w poszukiwaniu partyzantów radzieckich, doszło do starcia z polską samoobroną. Polacy sądzili, że mają do czynienia z przebranymi upowcami. Miejscową samoobronę wsparła placówka AK z Huty Werchobuskiej, natomiast patrol SS wsparła sotnia UPA „Siromanci”. W potyczce zginęło trzech esesmanów ukraińskich, którym Niemcy urządzili w Brodach manifestacyjny pogrzeb.
Od tej chwili niemiecka ekspedycja karna przeciw Hucie Pieniackiej była nieunikniona. Nacjonaliści ukraińscy wykorzystali ją do realizacji swojego celu politycznego, jakim była depolonizacja tych ziem i dlatego udzielili jej wszechstronnego wsparcia. Lokalne siły AK były za słabe, żeby obronić Hutę Pieniacką. Łącznik AK, który przybył do wsi w nocy z 27 na 28 lutego zalecił samoobronie unikanie walki i opuszczenie wsi przez mężczyzn, by sprawić wrażenie, że jest bezbronna, a wśród mieszkańców dominują kobiety, dzieci i starcy.
Wczesnym rankiem 28 lutego 1944 r. Huta Pieniacka została otoczona przez batalion ukraiński z 4. pułku policyjnego SS pod dowództwem niemieckiego kapitana, wsparty przez oddział UPA i wspomnianą bojówkę nacjonalistyczną. Formacjom tym towarzyszyli ukraińscy chłopi z okolicznych wsi, którzy przybyli celem zaboru mienia mordowanych Polaków. Sygnałem do rozpoczęcia ekspedycji karnej były wystrzelone z różnych stron race sygnalizacyjne. Następnie siły ekspedycyjne ostrzelały wieś i wkroczyły do niej. Sprawcy przeszukiwali kolejne domy, a znalezione w nich osoby brutalnie wypędzili i zaprowadzili pod eskortą do kościoła. Dokonywali przy tym pierwszych morderstw. Ofiary zgromadzone w kościele podzielono na grupy: osoby starsze, kobiety i dzieci oraz mężczyźni. Zaprowadzono je następnie do drewnianych stodół, które sprawcy podpalili przy pomocy środków zapalających. Ofiary spaliły się żywcem. Tych, którzy próbowali uciekać z konwoju lub stodół zabijano. Jeden ze sprawców dokonał też zabójstwa noworodka, który urodził się podczas przetrzymywania ofiar w kościele.
W okrutny sposób zostało zamordowanych co najmniej 868 mieszkańców Huty Pieniackiej (taką liczbę ofiar podała kolaboracyjna gazeta ukraińska „Lwiwśki wisti”). Ocalała nieliczna grupa, która ukryła się we wcześniej przygotowanych kryjówkach. Ponadto ocalało około 20 osób, które ukryły się w wieży kościelnej i około 10 dziewcząt, którym udało się wydostać z jednej z podpalonych stodół. Nieliczni zbiegli też podczas konwojowania z domów do kościoła.
„Od wsi w stronę lasu wiał lekki wiatr, niósł woń spalenizny i gryzący zapach spalonego mięsa. Z przerażeniem zrozumiałem, że woń spalonego mięsa to ludzie spaleni w domach i stodołach. Przecież to była typowa metoda banderowców – wpędzić ludzi do domu lub stodoły, zamknąć i podpalić! (…) Po pewnym czasie zauważyłem uzbrojonych ludzi prowadzących konie i krowy. Wyglądało na to, że wiele zwierząt ocalało. Bandyci zwierząt nie mordowali, bo mogły im się przydać, więc wyłapywali błąkającą się po spalonej wsi zwierzynę. Widać też było jakichś ludzi błąkających się po zgliszczach. Co jakiś czas dochodziły do mnie ukraińskie nawoływania. Do wsi wjeżdżały puste sanie, a wyjeżdżały pełne. Nie miałem wątpliwości, że to nie Polacy szukający resztek swojego dobytku. Spaloną wieś do szczętu rabowali Ukraińcy” – wspominał Sulimir S. Żuk[4].
Zbrodnia w Hucie Pieniackiej została upamiętniona w 2005 r. pomnikiem. Wzniesiono go z inicjatywy polskiej Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w miejscu nieistniejącej od 28 lutego 1944 r. Huty Pieniackiej. Jest to jeden z nielicznych pomników upamiętniających ludobójstwo wołyńsko-małopolskie, jaki pozwolono postawić na Ukrainie. Pomnik ten był wielokrotnie obiektem antypolskich manifestacji współczesnych nacjonalistów ukraińskich. Strona ukraińska przez dwa lata blokowała umieszczenie na nim daty zbrodni. 28 lutego 2009 r. – w 65-tą rocznicę zbrodni – odbyła się pod pomnikiem uroczystość z udziałem prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Wiktora Juszczenki oraz katolickiego arcybiskupa lwowskiego Mieczysława Mokrzyckiego. Przed uroczystością lwowski polityk nacjonalistyczny Rostysław Nowożeneć – deputowany obwodowy z Bloku Julii Tymoszenko – zażądał demontażu pomnika, a deputowani lwowskiej rady obwodowej z Bloku Julii Tymoszenko zaapelowali do prezydenta Juszczenki, by nie brał udziału w uroczystości. Sama uroczystość została zakłócona przez ponad sto agresywnych osób, demonstrujących pod flagami OUN-B oraz Ogólnoukraińskiego Zjednoczenia „Swoboda”.
Incydent ten bynajmniej nie przeszkodził Lechowi Kaczyńskiemu oraz całej polskiej klasie politycznej wszystkich opcji w bezkrytycznym i wszechstronnym wspieraniu „pomarańczowego” prezydenta Juszczenki, w owym czasie już doszczętnie na Ukrainie skompromitowanego.
Później do takich incydentów z udziałem zwolenników nacjonalistycznej partii „Swoboda” dochodziło jeszcze wielokrotnie podczas corocznych polskich uroczystości w Hucie Pieniackiej. Ponadto w pobliżu pomnika epigoni nacjonalizmu ukraińskiego ustawili tablicę „informacyjną” negującą odpowiedzialność nacjonalistów ukraińskich za zbrodnię. W 2020 r. stanęła tam nowa tablica ukraińska zawierająca sformułowanie „bandyci z AK”, co wywołało publiczne oburzenie premiera Mateusza Morawieckiego i reakcję ambasadora Polski w Kijowie Bartosza Cichockiego. Oczywiście zignorowaną przez partnerów ukraińskich.
W nocy z 8 na 9 stycznia 2017 r. doszło po raz pierwszy do zniszczenia pomnika upamiętniającego około 900 Polaków zamordowanych w Hucie Pieniackiej. Będący centralnym elementem monumentu krzyż został wysadzony w powietrze, jedną z tablic z nazwiskami ofiar pomalowano w barwy Ukrainy, a drugą w barwy OUN/UPA. Namalowano na niej też symbol hitlerowskiej SS. Zniszczenie pomnika ujawniono 10 stycznia. Ówczesny szef Ukraińskiego IPN i główny animator polityki historycznej gloryfikującej OUN/UPA – Wołodymyr Wjatrowycz – natychmiast orzekł, że za tą profanacją i dewastacją stoją „siły trzecie”, czyli Rosja. Natychmiast podchwyciło to większość polskich mediów.
Najprawdopodobniej 11 marca 2017 r. (ujawniono to 14 marca) ponownie zdewastowano pomnik, odnowiony w międzyczasie ze środków lokalnej społeczności ukraińskiej. Na tablicach z nazwiskami ofiar umieszczono napisy „Smert Lacham” i „Precz z Ukrainy”, a na krzyżu namalowano swastykę i tryzub. Natomiast na stojącej w pobliżu pomnika polskiej tablicy informacyjnej namalowano tryzub oraz napisy „SS Hałyczyna”, „Sława Ukrainie” i „OUN-UPA”. W tym samym czasie do identycznych profanacji doszło wobec pomnika polskich profesorów zamordowanych przez Niemców 4 lipca 1941 r. we Lwowie oraz pomnika polskich ofiar UPA w Podkamieniu w obwodzie lwowskim. W obu miejscach pojawił się napis „Smert Lacham”, na krzyżu w Podkamieniu namalowano swastykę, a sześć tablic z nazwiskami ofiar oblano czerwoną farbą. Sprawców tych dewastacji nigdy nie ujawniono, ani nie ujęto. Polscy politycy zadowolili się wyjaśnieniem strony ukraińskiej, że były to rosyjskie prowokacje.
„Jestem przekonany, że politycy mają patrzeć w przyszłość, a przeszłość pozostawić historykom. Kiedy zaczniemy realizować właśnie tę koncepcję, wszystko między nami będzie dobrze” – powiedział ówczesny prezydent Ukrainy Petro Poroszenko 28 lutego 2018 r. (w 74-tą rocznicę zagłady Huty Pieniackiej), komentując zakaz dla polskich prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na Ukrainie. Ponadto dodał: „Uwierzcie mi, że my nie potrzebujemy, żeby ktoś mówił nam, jakich ukraińskich bohaterów powinniśmy czcić i szanować, a jakich nie. Sami sobie z tym poradzimy. Tak samo, jak i my nie doradzamy Polsce, kogo ma czcić, a kogo nie”[5].
Od tego czasu, pomimo zmiany na urzędzie prezydenta Ukrainy oraz ogromnej pomocy, jaką Polska okazała Ukrainie po agresji rosyjskiej w lutym 2022 r, stanowisko strony ukraińskiej wobec „trudnej przeszłości” nie zmieniło się. Poprzez partnerstwo strona ukraińska rozumie przyjęcie swojego punktu widzenia, w tym wypadku na swoją politykę historyczną gloryfikującą sprawców ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego jako bojowników o niepodległość Ukrainy. Wobec braku perspektyw zmiany takiego stanowiska ukraińskiego i chęci wymuszenia jego zmiany ze strony polskiej także 80-rocznica zbrodni w Hucie Pieniackiej nie przyniesie żadnego postępu w dialogu historycznym obu państw. Dialogu, którego nie było i nie ma ze strony ukraińskiej.
[1] Sulimir S. Żuk, Skrawek piekła na Podolu. Huta Pieniacka – Hucisko Brodzkie. Płonące Podole -1944, Warszawa-Kraków 2015, s. 108-109.
[2] E. Siemaszko, Bilans zbrodni, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” nr 7-8 (116-117), Warszawa 2010 (lipiec-sierpień), s. 85-92.
[3] H. Komański, S. Siekierka, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946, Wrocław 2006, s. 76, 83; G. Motyka, Ukraińska partyzantka. 1942-1960. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, Warszawa 2006, s. 383-386.
[4] Sulimir S. Żuk, Skrawek piekła…, s. 110.
[5] Poroszenko: Warszawa nie będzie wskazywała Ukraińcom, jakich czcić bohaterów, „Tygodnik Solidarność”, http://www.tysol.pl, 28.02.2018.
Bohdan Piętka
„Przegląd”, nr 11 (1262), 11-17.03.2024, s. 36-38