Odpowiedź na atak Leszka Żebrowskiego

Mój artykuł „Brygada Świętokrzyska. Hitlerowscy kolaboranci na sztandarach prawicy” („Przegląd” nr 40/2017; na moim blogu pt. „Taniec na linie, nad przepaścią”) wywołał reakcję Leszka Żebrowskiego – prawicowego publicysty, który od wielu lat zajmuje się gloryfikacją NSZ. Reakcji tej nie można nazwać polemiką. Jest to agresywny atak i w związku z tym nie powinienem na to odpowiadać. Odpowiem jednak, ponieważ język i filozofia tego publicysty nie są przypadkiem odosobnionym. Stanowią standard dla salonu IV RP i dlatego warto je przybliżyć. 5 października na swoim profilu na Facebooku Żebrowski zamieścił bardzo długi i siermiężny tekst pt. „Historyk Bohdan Piętka histerycznie w piętkę goni. Jak elementarna nieznajomość historii czyni pożytecznego (lub, jak kto woli – szkodliwego) idiotę”.

W tekście tym żmudnie wyliczył przykłady mojej nieznajomości historii, a raczej przykłady mijania się przeze mnie z interpretacją historii właściwą dla jego środowiska politycznego. Nazwał mnie pieszczotliwie „członkiem”, a mój artykuł „wypracowaniem” oraz stwierdził, że wolę „widzieć wyłącznie własne pięty, nie sięgając umysłem dalej”. Na koniec zdemaskował pisma, w których publikuję. „Przegląd” – zdaniem Żebrowskiego – został założony przez „czołowego propagandystę PRL Mieczysława F. Rakowskiego” z „pieniędzy kradzionych przez komunę nie mającym nic do powiedzenia Polakom”. Natomiast „Myśl Polska” jest „klasycznym przykładem chamokomuny” (frakcji moczarowskiej). Wiadomo już zatem kim jestem – epigonem Mieczysława F. Rakowskiego i moczarowskiej chamokomuny.

Pod tekstem Żebrowskiego pojawiło się kilkadziesiąt wpisów, podpisanych imieniem i nazwiskiem, przeważnie agresywnych. Bezczelny postbolszewik, komunistyczny bełkot, śmieć, bydlak, swołocz, cham, – to pierwsze z brzegu przykłady określeń, jakie zostały wobec mnie użyte przez czytelników Żebrowskiego. „Przegląd” został nazwany „gniazdem żydobolszewii”. Ktoś zasugerował, że jestem wnukiem morderców żołnierzy NSZ. Większość komentujących domagała się postawienia mnie przed sądem za szarganie dobrego imienia „polskich patriotów”. Wtórował im Żebrowski, który stwierdził, że „potrzebne są prawdziwe sądy i zdrowy system prawny” oraz „bierzmy się wszyscy do pracy, bo chamokomuna wyłazi z czerwonego podziemia!”. Były też propozycje radykalniejsze. Pewna pani napisała, że „nie ma mu kto przyłożyć z liścia”, a pewien pan, że chciałby „dopaść osobiście takiego skurwiela”.

Wywołanie takiej agresji w stosunku do mnie przez Żebrowskiego może dziwić zważywszy, że mój artykuł z „Przeglądu” jest wyważony. Starałem się w nim pokazać również pozytywne karty z działalności NSZ, w tym także jeśli chodzi o stosunek niektórych członków tej organizacji do Żydów, odbiegający od oficjalnej ideologii Grupy „Szańca”. Z mojego tekstu jasno wynika, że kolaboracja z Niemcami była dziełem mniejszościowego odłamu NSZ. O wiele ostrzejsze oceny od moich sformułował Adam Śmiech w artykule „Problem NSZ i obóz narodowy”, którego pierwsza część została opublikowana w numerze 43-44/2017 „Myśli Polskiej” – organu prasowego chamokomuny, albo – jak się wyrażają inni przedstawiciele „obozu patriotycznego” – endokomuny.

Naprawdę więc zdumiewa stwierdzenie Żebrowskiego, że jakoby piszę o NSZ „gorzej niż sługusy Stalina”, a mój artykuł to „prostacki paszkwil”. Swój ostrzał tego „prostackiego paszkwilu” zaczyna od zdjęć. Wyjaśnić trzeba w tym miejscu, że to redakcja „Przeglądu” dokonała ich wyboru i opatrzyła je podpisami. Zdaniem Żebrowskiego zdjęcie przedstawiające żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej na kursie spadochronowym zorganizowanym przez Niemców w Pradze to „cios w starym sprawdzonym, stalinowskim stylu”. Jego zdaniem zdjęcie to nie zostało zrobione w marcu 1945 roku w Pradze i nie przedstawia uczestników wspomnianego kursu spadochronowego. Niestety sam nie podaje gdzie zostało zrobione i co przedstawia poza żołnierzami NSZ, których nazwiska wymienia. Jego furię budzą też zdjęcia przedstawiające Huberta Jurę „Toma” i ofiary zbrodni NSZ w Wierzchowinach. Pisze, że ustalenie tożsamości Huberta Jury „Toma” zostało „żywcem wzięte z zatęchłych elaboratów bezpieki”. Nie wyjaśnia jednak dlaczego tak twierdzi. Neguje też odpowiedzialność NSZ za mord w Wierzchowinach, co jest o tyle ciekawe, że wątpliwości co do sprawstwa tej zbrodni zgrupowania NSZ Mieczysława Pazderskiego „Szarego” nie mają ani IPN, ani prof. Grzegorz Motyka i dr Mariusz Zajączkowski z PAN.

Żebrowski zarzuca mi „ględzenie o «walkach bratobójczych» z Armią Ludową”. Swoje stanowisko formułuje w stylu zdradzającym dość specyficzne poglądy polityczne i historyczne: „Czy komunistyczni zdrajcy, nieuznający w ogóle Polskiego Państwa Podziemnego (…), pospolici złodzieje świń i ubrań damskich oraz ubranek dziecięcych, to byli «bracia»? Dla kogo? (…). Jeśli komunę można nazwać «braćmi», to mogą to czynić niemieccy naziści, z racji ideologicznego pokrewieństwa. No i bezkrytyczni miłośnicy sowieckiej okupacji i popełnionych wówczas masowych zbrodni ludobójstwa”. Ja zapewne zaliczam się do tych drugich.

Wściekłość Żebrowskiego wzbudziło też to, że za drugą największą organizację podziemną w okupowanej Polsce uważam nie NSZ, ale Bataliony Chłopskie. Sugeruje, że podając ich liczebność w wysokości 170 tys. ludzi oparłem się podobno na Wikipedii, czyli „specyficznym źródle wiedzy”, które dyskwalifikuje historyka i dlatego nie powołałem się na nie otwarcie. Niezupełnie, bo także „Wielka Encyklopedia PWN” z 2001 roku podaje, że BCh „liczyły ok. 170 tys. żołnierzy i były drugą pod względem wielkości organizacją zbrojną pol. konspiracji”. Liczbę tę podaje również „Słownik historii Polski i świata” autorstwa m.in. prof. Ryszarda Kaczmarka i prof. Marka Paździory oraz dr hab. Kazimierza Miroszewskiego i dr hab. Piotra Greinera (Katowice 2005).

Dla Żebrowskiego nagle stają się wiarygodni historycy ruchu ludowego z okresu PRL, którzy nie podawali wtedy liczby 170 tys. żołnierzy BCh (żeby nie umniejszać znaczenia AL). Najbardziej jednak wiarygodny jest dla niego hitlerowski gen. Reinhard Gehlen (1902-1979), który wystawił niepochlebną opinię BCh i bardzo pochlebną NSZ („najsprawniej zorganizowany i najbardziej sprężyście dowodzony nielegalny polski związek zbrojny”). Żebrowski nie informuje przy tym swoich czytelników, że Reinhard Gehlen był w Sztabie Generalnym Wehrmachtu szefem wydziału Obce Armie Wschód, który odpowiadał m.in. za współpracę z kolaborantami na wschodnim kierunku operacyjnym. Jego pozytywna opinia o NSZ potwierdza tylko zainteresowanie tą formacją ze strony niemieckich służb specjalnych pod kątem wciągnięcia jej do walki z ZSRR.

Tak pogardzane przez Żebrowskiego Bataliony Chłopskie powstrzymały niemiecką akcję wysiedleńczą na Zamojszczyźnie, realizowaną według założeń Generalnego Planu Wschodniego. Niemcy nazwali przeciwdziałanie wysiedleniu Polaków na Zamojszczyźnie ze strony polskiej partyzantki powstaniem zamojskim. BCh stoczyły wtedy z Niemcami dwie duże i zwycięskie bitwy po Wojdą (30 grudnia 1942 r.) i Zaborecznem (1 lutego 1943 r.). Skoro NSZ były podobno drugą największą organizacją polskiego podziemia, to dlaczego nie wzięły udziału w powstaniu zamojskim? Dlaczego NSZ nie wzięły też udziału w największych walkach stoczonych z Niemcami przez polską partyzantkę – pod Rąblowem (14 maja 1944 r.), w Lasach Janowskich (11-15 czerwca 1944 r.) i Puszczy Solskiej (16-26 czerwca 1944 r.)?

Szydzi Żebrowski, że zacytowałem opinię na temat NSZ płk. Jana Rzepeckiego, który „poszedł na całkowitą współpracę z komuną” (ale nie dodaje, że dopiero podczas śledztwa w MBP). Nie zauważa przy tym, że cytuję także opinię Zygmunta Zaremby oraz meldunki gen. Leopolda Okulickiego i lokalnego dowódcy AK o współpracy NSZ z Niemcami.

Ma do mnie pretensje o to, że wytknąłem mu, iż w artykule zamieszczonym w „Naszym Dzienniku” nie wspomniał o tym, że NSZ wywodziły się z Grupy „Szańca”, czyli ONR-ABC. Zaraz potem dodaje, że tacy członkowie Tymczasowej Narodowej Rady Politycznej (organ zwierzchni NSZ) jak Zbigniew Stypułkowski, August Michałowski i Ignacy Oziewicz nie byli działaczami ONR. Ale byli nimi Jerzy Olgierd Zawisza-Iłłakowicz, Otmar Wawrzkowicz i Stanisław Kasznica. Jeden z współtwórców i czołowych ideologów NSZ – prof. Karol Stojanowski (1895-1947) – był natomiast radykalnym antysemitą i zwolennikiem eugeniki.

W jednym się z Żebrowskim zgodzę. Niepotrzebnie wyodrębniłem „dobre” NSZ-AK i „złe” NSZ-ONR, ponieważ próbowałem doszukiwać się pozytywnych elementów w NSZ. Faktycznie przecież całe NSZ, przed i po rozłamie, wyznawały tę samą ideologię. Jaka to była ideologia, możemy się dowiedzieć z lektury numeru 3 (94) pisma „Szaniec” z 29 stycznia 1943 roku. Autor zamieszczonego tam tekstu („Jak w mądrym Rzymie”) ubolewa, że po wojnie „nie wymordujemy i nie przepędzimy” wszystkich mniejszości narodowych. Proponuje zatem „odrzucić bezwzględnie niedorzeczną równość obywatelską” i obywatelstwo przyznawać tylko wyselekcjonowanym członkom mniejszości narodowych. Uważa jednak, że Żydów „musimy się pozbyć bez wyjątku”[1]. Tak pisano w konspiracyjnej prasie NSZ, kiedy dymiły kominy i doły spaleniskowe Auschwitz, Stutthof, Majdanka, Chełmna nad Nerem, Bełżca, Treblinki i Sobiboru. Taka była ideologia i dojrzałość polityczna NSZ.

Szaniec nr 3 (94)-1

Szaniec nr 3 (94)-2

Nie jest też prawdą, że Edwarda Kemnitza i Sławomira Modzelewskiego – oficerów NSZ wyróżnionych po wojnie Medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata – przypisałem do NSZ-AK. Albo pan Żebrowski nie przeczytał dokładnie, albo nie zrozumiał.

Najcięższym jego zarzutem jest to, że podobno idę „utartym szlakiem propagandy komunistycznej (i nie tylko) o rzekomych listach proskrypcyjnych działaczy lewicowych i ludzi żydowskiego pochodzenia”. Pyta się czy widziałem te listy proskrypcyjne i czy znam „konkretne przypadki likwidacji z takich pobudek”. Zaprzecza przy tym odpowiedzialności NSZ-ONR za mord na Ludwiku Widerszalu. Twierdzi również, że „Piętka zżyna obficie z komunistycznych propagandystów, a nawet idzie znacznie dalej” pisząc o współpracy Brygady Świętokrzyskiej z Niemcami.

Oryginały list proskrypcyjnych, o które pyta Żebrowski, znajdują się w Archiwum Akt Nowych, w aktach Delegatury Rządu RP na Kraj (teczka o sygn. 202/II-43). Jeśli pan Żebrowski uważa, że kontrwywiad NSZ nie sporządzał list proskrypcyjnych, albo sporządzał je dla żartu, Hubert Jura „Tom” był postacią bajkową, a kolaborację części NSZ z Niemcami wymyślił „tow. Demko vel Moczar”, to polecam mu lekturę wspomnień gen. Antoniego Hedy „Szarego” (1916-2008) – legendarnego dowódcy AK i podziemia powojennego na Kielecczyźnie. W swoich wspomnieniach pisze on, że NSZ wydały na niego wyrok śmierci jako na rzekomego komunistę. Uniknął śmierci tylko dzięki temu, że został ostrzeżony przez swojego byłego podkomendnego Wacława Pryciaka „Sokoła”, który przeszedł z AK do NSZ, oraz właścicielkę restauracji w Iłży. Następnie w okolicy stacjonowania oddziału „Szarego” w Puszczy Starachowickiej pojawił się nierozpoznany oddział, podający się za oddział AK, umundurowany w przedwojenne polskie mundury i dobrze uzbrojony. Jego dowódcą – jak się później okazało – był Hubert Jura. Próbował on doprowadzić do spotkania z „Szarym”, ten jednak zachował ostrożność i wycofał się[2].

Antoni Heda tak opisał finał tej historii: „Nagle doszły do nas wiadomości wręcz przerażające. Otóż ten nierozpoznany oddział pomaszerował na Powiśle za Ostrowiec, do leśnych okolic w Łysowodach. Mając wcześniejsze rozpoznanie, przeprowadził tam aresztowania, głównie wśród robotników leśnych, uchodzących za lewicowych, jakoby z GL. Na tych ludziach (około 17 osób) dokonano mordu, stosując dodatkowe tortury. Z wiadomości, jakie do nas dotarły, wynikało, że był to oddział NSZ z dowódcą – kolaborantem «Tomem» (…). Sztab zaś tego oddziału – jak stwierdzono – przebywał w tym czasie w hotelu w Ostrowcu. Niestety zbrodniarze nie wracali przez nasz teren, gdzie czekaliśmy z zasadzką. Przemaszerowali w biały dzień, przez Skarżysko, a żandarmi i Wehrmacht przez ten czas pochowali się (…). Żołnierze tego oddziału nie orientowali się w poczynaniach dowódcy i grupy morderców”[3].

wspomnienia-szarego

Natomiast o kolaboracji Brygady Świętokrzyskiej z Niemcami pisze obszernie kpt. Józef Wyrwa, ps. „Furgalski”, „Stary” (1898-1970) – dowódca jednego z oddziałów NSZ na Kielecczyźnie. Swoje wspomnienia wydał po wojnie we frankistowskiej Hiszpanii, więc nie można go posądzić o pisanie pod dyktando komunistycznych władz w Polsce. Powiedzenie prawdy o NSZ nie było dla niego łatwe, o czym świadczy następujący fragment jego książki:

„Tylko nieliczne jednostki na emigracji orientują się należycie w działalności organizacji podziemnej i odróżniają tych z NSZ, którzy podporządkowali się dowództwu AK, od odłamu kolaborującego z Niemcami, który reprezentowała Brygada Świętokrzyska. Nie chciałem, żeby mnie ktokolwiek do nich zaliczył. Z tych powodów okres współpracy z NSZ przemilczałem. W drugim wydaniu lukę uzupełniam”[4].

Józef Wyrwa szeroko pisze m.in. o kolaboracji Huberta Jury z Niemcami: „Po przybyciu do powiatu opatowskiego zakwaterowaliśmy – zdaje mi się w majątku Łyse Wody. Tu dowiedzieliśmy się o ścisłej współpracy «Toma» z Niemcami. Moi chłopcy rozbroili i zaprowadzili do «Toma» dwóch Niemców idących do majątku. Po rozmowie z «Tomem» zwrócono im broń i zostali wypuszczeni na wolność (…). Sytuacja wyjaśniła się całkowicie kilka godzin później. «Tom» urządził w ciągu dnia obławę w okolicznych wsiach, rzekomo na komunistów. Czy posiadał jakąś listę otrzymaną od Niemców, nie wiem, w każdym bądź razie obława urządzona była w ścisłym porozumieniu z Niemcami. W tym prawdopodobnie celu przybyli do majątku wspomniani dwaj Niemcy, aby uzgodnić szczegóły. Zaaresztowano wiele ludzi [tak w oryg. – BP]. «Tom» przeprowadzał badania. Zastosowano metodę gestapowską. Kazał bić tak długo dopóki katowani nie zeznali to co on chciał. Z każdym przesłuchiwanym spisano protokół, zapewne wysłany potem Niemcom (…). «Tom» kazał rozstrzelać około dwudziestu ludzi (…). «Tom» był jednym z najniebezpieczniejszych zdrajców Polski. Ma on na sumieniu, jeżeli nie setki to dziesiątki Polaków”[5].

Józef Wyrwa

O Brygadzie Świętokrzyskiej Józef Wyrwa pisze następująco: „Moralnym inspiratorem Brygady Świętokrzyskiej był – moim zdaniem – «Tom» (…). «Tom» służył Niemcom. Swój oddział stracił w Rudzisku. Tym bardziej przeto był zainteresowany utworzeniem większej jednostki «bojowej». Nie była to sprawa trudna. Ludzi nie brakowało, a broń dostarczyli Niemcy. Wielu żołnierzy z brygady nie orientowało się zapewne w polityce dowództwa (…). Niemcy nie ukrywali tego, że brygada jest na ich usługach, przeciwnie, rozgłaszali to i starali się wykazać jakie korzyści można osiągnąć współpracując z nimi.

Brygada maszerowała w dzień przez miejscowości, w których byli Niemcy. Tylko ludzie, którzy mieli ścisły kontakt z Niemcami mogli sobie na to pozwolić. Według tego, co mówiła miejscowa ludność, Niemcy nie tylko nie atakowali brygady, ale przyglądali się spokojnie jej przemarszowi.

W grudniu 1944 roku, kiedy kwaterowaliśmy w Kłócku (wieś w powiecie koneckim) przybył do naszego oddziału «Jaksa» (Władysław Marcinkowski), szef sztabu brygady. Ubrany był po cywilnemu. Starał się mnie namówić do przystąpienia z oddziałem do brygady. Opierał się na argumentacji, że Rosja jest wrogiem niebezpieczniejszym od prawie pokonanych już Niemców, a więc przeciw niej powinniśmy się obrócić, by uchronić Europę przed zalewem komunizmu. Tym samym argumentem posługiwali się też Niemcy, ale niestety w innym celu niż należało to robić.

Oświadczyłem «Jaksie» wprost, że brygada współpracuje z Niemcami. «Jaksa» zaprzeczył. Zapytałem jak to jest możliwe, że brygada maszeruje w dzień obok posterunku żandarmerii i żandarmi patrzą spokojnie jakby to ich wojsko maszerowało.

«Jaksa» odpowiedział, że Niemcy boją się i dlatego nie atakują. Tłumaczenie naiwne. Na mój zarzut, że «Tom», znany zdrajca, współpracuje z brygadą, «Jaksa» zmieszał się, ale nie zaprzeczył (…). Brygada wycofała się z Polski razem z Niemcami, to znaczy pod ich opieką. Dowódcy brygady oświadczyli, że ich głównym celem jest walka z Rosją, z wrogiem niebezpieczniejszym od Niemców, jednakże postępowanie brygady nie było zgodne z tym twierdzeniem. Brygada nie walczyła z bolszewikami, ale z Polakami, którzy nie podzielali jej poglądów. Gdy Armia Czerwona zbliżała się, brygada zamiast potwierdzić czynem głoszone idee, ratowała się ucieczką przy pomocy Niemców. Ubiegała się o przyłączenie mojego oddziału, żeby wzmocnić swoje siły w czasie ucieczki (…).

Rzeczywista działalność brygady w Polsce nie jest na emigracji znana. Dla odparcia zarzutów publikowanych czasem w prasie, dowódcy brygady posługują się wygodnymi argumentami, które również w innych okolicznościach na emigracji służą często za obronę: «To wszystko są komunistyczne kłamstwa». W tym wypadku niestety nie kłamstwa (…).

Brygada nie ma właściwie prawa podszywać się pod nazwę NSZ. Dokonała rozłamu w dobrze zorganizowanych Narodowych Siłach Zbrojnych, rozbiła ich solidarność, osłabiając w ten sposób jednolity front walki. Nie podporządkowała się naczelnemu dowództwu AK, wybrała natomiast współpracę z Niemcami.

Brygada dała komunistom niebezpieczną broń do ręki. Posiadając niezbite dowody współpracy brygady z Niemcami, nietrudno przyszło komunistom obarczać odpowiedzialnością całe NSZ, a nawet AK. Mało Polaków, szczególnie tu na emigracji, orientuje się, że istniały dwa odłamy NSZ. Rzeczywiste Narodowe Siły Zbrojne, które zachowując orientację polityczną podporządkowały się jednolitemu dowództwu Armii Krajowej, oraz odłam wywodzący się z ONR (Obóz Narodowo-Radykalny), który działał samowolnie, współpracując z Niemcami na szkodę Polski. Z winy brygady zginęło w więzieniu wielu wartościowych ludzi. Każdy członek NSZ był traktowany przez UB, jak kolaborant niemiecki. Szkody wyrządzone Polsce przez brygadę są wielkie”[6].

Józef Wyrwa (1898-1970) - żołnierz wojny obronnej 1939 roku i oddziału partyzanckiego mjr. Henryka Dobrzańskiego-Hubala (1939-1940). Od jesieni 1942 r. dowódca oddziału partyzanckiego NSZ, który 4.10.1944 r. wszedł w skład 25 pp AK. W styczniu 1945 r. aresztowany przez wojskowe władze radzieckie i po wielu perypetiach osadzony w więzieniu kieleckim. Uwolniony został z niego 5.08.1945 r. w wyniku akcji oddziału ROAK pod dowództwem Antoniego Hedy-Szarego. Ukrywał się do marca 1947 r., po czym zbiegł z Polski. Najpierw osiedlił się w USA, a w 1952 r. w Hiszpanii. Fot. www.nsz.com.pl

Józef Wyrwa (1898-1970) – żołnierz wojny obronnej 1939 roku i oddziału partyzanckiego mjr. Henryka Dobrzańskiego-Hubala (1939-1940). Od jesieni 1942 r. dowódca oddziału partyzanckiego NSZ, który 4.10.1944 r. wszedł w skład 25 pp AK. W styczniu 1945 r. aresztowany przez wojskowe władze radzieckie i po wielu perypetiach osadzony w więzieniu kieleckim. Uwolniony został z niego 5.08.1945 r. w wyniku akcji oddziału ROAK pod dowództwem Antoniego Hedy-Szarego. Ukrywał się do marca 1947 r., po czym zbiegł z Polski. Najpierw osiedlił się w USA, a w 1952 r. w Hiszpanii. Fot. http://www.nsz.com.pl

Tak pisał o Brygadzie Świętokrzyskiej oraz NSZ-ONR niedługo po wojnie oficer NSZ Józef Wyrwa, który zmarł w 1970 roku w Madrycie. Niechże zatem pan Żebrowski jego stawia pośmiertnie przed sądem, nie mnie.

[1] „Jak w mądrym Rzymie”, „Szaniec” nr 3 (94), 29.01.1943, s. 6-7.

[2] A. Heda-Szary, Wspomnienia „Szarego”, Warszawa 2016, s. 161-165.

[3] Tamże, s. 165.

[4] J. Wyrwa „Furgalski” „Stary”, Pamiętniki partyzanta. Hubalczyka, legendarnego dowódcy oddziału partyzanckiego, który wszedł w skład NSZ, a później dołączył do 25. pp AK, Kraków 2014, s. 121.

[5] Tamże, s. 158, 159, 164.

[6] Tamże, s. 166-170.

Bohdan Piętka

Oświęcim, 23 października 2017 r.

10 uwag do wpisu “Odpowiedź na atak Leszka Żebrowskiego

  1. Facebook © 2017

    Leszek Żebrowski
    5 października o 12:14 ·
    Historyk Bohdan Piętka histerycznie w piętkę goni.
    Jak elementarna nieznajomość historii czyni pożytecznego (lub, jak kto woli – szkodliwego) idiotę.
    ————————————————————————————-
    Ostatni numer tygodnika „Przegląd” (2-8 października 2017) już na okładce reklamuje prostacki paszkwil na temat Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Bo jak należy rozumieć podtytuł: „Hitlerowscy kolaboranci na sztandarach prawicy”?
    Na połowie tytułowej okładki jest bardzo wyraźne (na szczęście) zdjęcie z idiotycznym podpisem: „Żołnierze Brygady Świętokrzyskiej uczestniczący w kursie spadochronowym zorganizowanym przez Niemców w Pradze, marzec 1945 r.” Czyli to ma być cios w starym, sprawdzonym stalinowskim stylu w organizację, o której dalej autor pisze jeszcze gorzej niż sługusy Stalina.
    Na szczęście żyjemy w epoce ogromnego postępu technicznego, braku formalnej cenzury, mając dostęp do dokumentów (i szerzej: wszelkich źródeł), umożliwiających badanie i opisywanie historii. Okazuje się, że niektórzy nadal tego nie rozumieją i brną z kretesem w ideologiczne bagno.
    Otóż inkryminowane zdjęcie faktycznie przedstawia grupę żołnierzy i oficerów BŚ, ale nie zostało zrobione w marcu 1945 r., nie w Pradze (czeskiej) i nie są to uczestnicy jakiegoś „kursu spadochronowego, zorganizowanego przez Niemców”!
    Na tym powinienem właściwie poprzestać, bo jak i o czym dyskutować z ignorantem, w dodatku wyraźnie przepełnionym skrajnie złą wolą?
    Na tym zdjęciu każdy, kto się historią BŚ interesuje i wie, co to są źródła (a tylko ktoś taki powinien zabierać głos) może zobaczyć m. in. Hannę Poray-Wybranowską „Hajduczka” obok kpt. Henryka Figuro-Podhorskiego „Stepa” (wkrótce jej męża). Fotografia uwieczniła również m.in. st. sierż. pchor. Mariana Faifera „Pogończyka” (szefa weterynaryjnego BŚ, wcześniej żołnierza AK, przekazanego do NSZ z tej organizacji na prośbę dowódcy BŚ), a także st. sierż. „Gołębia” (NN). Wszyscy wymienieni powyżej nie byli w Pradze (zresztą tam w ogóle nie było takich kursów!) i nie byli zrzucani ze spadochronów!
    Inne zdjęcie podpisane jest: „Hubert Jura, ps. „Tom”, wśród członków Brygady Świętokrzyskiej”. Czyżby Piętka dokonał epokowego odkrycia? Ustalił imię i nazwisko „Toma”? Przecież nie, to „ustalenie” żywcem wzięte z zatęchłych elaboratów bezpieki. I jeszcze jedno – członkiem, to może być Piętka. Na zdjęciu są bowiem głównie oficerowie WP, w dodatku nie tylko z BŚ, również ci, którzy dołączyli do nich z obozów jenieckich i koncentracyjnych. I są wśród nich ppłk Alojzy Mazurkiewicz (delegat gen. W. Andersa, dowódcy 2. Korpusu) oraz Cecylia Mikołajczykowa.
    Jest też zdjęcie rzekomo z Wierzchowin, gdzie 6 czerwca 1945 r. zgrupowanie NSZ z Lubelszczyzny (do końca kwietnia 1945 r. był to oddział AK) miało wymordować aż 196 Ukraińców, w tym kobiety i dzieci. Sprawa do dziś nie została zbadana, ekshumacji nie przeprowadzono. Komisja komunistycznego resortu bezpieczeństwa przybyła tam dopiero ponad tydzień później (!) i oceniła sytuację na podstawie… no, czego?
    Na zdjęciach widać liczne zwłoki i co charakterystyczne – pozbawione obuwia. Mundurowi zaś, to wszyscy Sowieci. Ubeków i milicjantów niet… Dawno temu, gdy byłem w tamtych stronach i pytałem świadków historii, starzy mieszkańcy na takich zdjęciach nie rozpoznawali swej okolicy i własnej wsi. W dodatku zadali bardzo ciekawe pytanie – czy to nie zdjęcia ofiar zbrodni UPA z zupełnie innego terenu? Wszak ubecy mieli ich wówczas pod ręką aż nadto. Zdjęcie, jak widać, zrobione tuż po popełnionej zbrodni. Komisja ubecka w Wierzchowinach nie stwierdziła zaś obecności żadnych ciał, które nie byłyby pochowane. Zresztą, po takim czasie i podczas czerwcowych upałów zwłoki nie mogłyby tak wyglądać. O co w tym wszystkim chodzi?
    Dalej w tekście jest już tylko gorzej.
    I tak, dla przykładu: autor rozróżnia sobie dwie części NSZ (NSZ-AK i NSZ-ONR), ale powstały one dopiero w maju 1944 r. A on pisze o akcji, przeprowadzonej 26 sierpnia 1943 r. przez oddział NSZ wachm. Tomasza Wójcika „Tarzana” pod Ożarowem na Kielecczyźnie, w wyniku której zginął gen. Wehrmachtu Kurt Renner (dla jasności dodajmy, że wraz z nim zginęli oficerowie sztabu i żołnierze Waffen-SS). Problem w tym, że nikt wówczas jeszcze nie wiedział, że za dziewięć miesięcy dojdzie do podziałów organizacyjnych w NSZ. A Piętka już wie?
    Dalej możemy przeczytać, że w Powstaniu Warszawskim piękne karty zapisały oddziały NSZ-AK. A co z resztą? Równie piękne karty w Powstaniu zapisały oddziały NSZ-ONR. To nie ulega wątpliwości. Podporządkowały się wspólnemu dowództwu, również ci żołnierze stali się żołnierzami AK. Uzyskali najwyższe oceny kontrwywiadu AK jeszcze podczas trwania walk z Niemcami. A teraz co, Piętka ich wykluczy?
    I zaraz ględzenie o „walkach bratobójczych” z Armią Ludową. Czy komunistyczni zdrajcy, nieuznający w ogóle Polskiego Państwa Podziemnego (wystarczy zapoznać się z obrzydliwymi epitetami, jakimi określali polskich niepodległościowców), pospolici złodzieje świń i ubrań damskich oraz ubranek dziecięcych, to byli „bracia”? Dla kogo?
    Nie były to ich jedyne przewiny. Komuniści nie prowadzili praktycznie akcji wywiadowczych przeciwko Niemcom, ale interesowały ich struktury organizacji polskich i personalia kadry dowódczej. Nie była to sztuka dla sztuki, bo i po co? Po ustaleniu nazwisk, rysopisów, funkcji – przekazywali takie listy wprost do Gestapo! To są „bracia”? Czy może autor uznaje to za „bratnią pomoc”, analogiczną, jaką komuna świadczyła III Rzeszy w l. 1939-1941. Do tego wspólne akcje z niemieckim aparatem bezpieczeństwa (Gestapo i Sicherheistdinst) przeciwko organizacjom polskim, jak to miało miejsce w Warszawie przy ul. Poznańskiej, czy Żurawiej. Jeśli komunę można nazwać „braćmi”, to mogą to czynić niemieccy naziści, z racji ideologicznego pokrewieństwa. No i bezkrytyczni miłośnicy sowieckiej okupacji i popełnianych wówczas masowych zbrodni ludobójstwa.
    Piętka z ogromnym poczuciem wyższości i pewności siebie stwierdza, że NSZ nie były drugą pod względem liczebności organizacją podziemną.
    Za taką uważa bowiem Bataliony Chłopskie i opierając się na specyficznym źródle wiedzy (ale dyskwalifikującym historyka, być może dlatego wprost się na to nie powołuje) obwieszcza, że liczyły one… 170 tys. ludzi.
    Zaraz, zaraz… Nawet w tzw. literaturze przedmiotu, wytworzonej w Polsce Ludowej przez skomunizowanych historyków ruchu ludowego, nie można doszukać się takiej wielkości, choć skala fałszerstw była ogromna. BCh nie miały profesjonalnej kadry dowódczej (ich dowódca Franciszek Kamiński był zaledwie podporucznikiem rezerwy); nie prowadziły szkolenia wojskowego w postaci konspiracyjnych szkół podchorążych i szkół podoficerskich o pełnym profilu kształcenia (nie mając odpowiedniej do tego kadry wojskowej); nie miały również wywiadu i kontrwywiadu, który miałby jakiekolwiek znaczenie i osiągnięcia. I oczywiście, nie były zdolne opracowywać planów operacyjnych na skalę możliwości nawet własnej organizacji.
    W wikipedii można natomiast zamieścić wszystko, nawet to, że w BCh było 112 tys. członków w „oddziałach taktycznych”, czyli w brygadach, dywizjach i korpusach… Kto chce, niech wierzy.
    Piętka idzie ponadto utartym szlakiem propagandy komunistycznej (i nie tylko) o rzekomych listach proskrypcyjnych działaczy lewicowych i ludzi żydowskiego pochodzenia.
    Pisze wprost, że sporządzano je w celu „likwidacji” tych osób. Czy widział je kiedykolwiek, zna konkretne przypadki likwidacji z takich pobudek? Czy zdaje sobie sprawę, ze gdyby NSZ faktycznie prowadziły taką działalność, to byłyby zniszczone przez AK? A tymczasem mieliśmy sytuację odwrotną. To AK od początku usilnie dążyły, żeby podporządkować sobie (i faktycznie rozbić) NSZ, jak bardzo silną konkurencję ze względu na wyjątkowy program tej organizacji i jej potężny potencjał.
    I znów, za jego przyczyną, odżywa sprawa mordu na Ludwiku Widerszalu, co autor przypisuje NSZ-ONR. A może warto bliżej zapoznać się z tą sprawą, wszak dokumentacja na ten temat (i nie tylko ten z tego zakresu) jest bardzo bogata i prowadzi do wniosków zupełnie przeciwnych. No cóż, ale do tego trzeba uczyć się historii…
    Jak można autora nie nazwać ignorantem (oby nie gorzej), jeśli np. oficerów NSZ Edwarda Kemnitza i Sławomira Modzelewskiego – wyróżnionych po wojnie przez Instytut Yad Washem za ratowanie Żydów przypisuje do NSZ-AK, choć tak nie było? Ponadto – w akcji ratowania Żydów, co jest bogato udokumentowane powojennymi świadectwami ocalonych, brało udział naprawdę wielu oficerów i żołnierzy tej formacji, wywodzących się z obu odłamów. Ale to nie pasuje Piętce do z góry założonej tezy, on woli widzieć wyłącznie własne pięty, nie sięgając umysłem dalej.
    Przy tej okazji muszę się też odnieść do wycieczek osobistych autora.
    Zarzuca mi ów specyficzny „badacz historii”, że jakoby nie ujawniam, jak to „NSZ zostały utworzone przez Grupę „Szańca”, czyli działaczy przedwojennego ONR-ABC” itd.
    Zaraz, zaraz… Zbigniew Stypułkowski, sekretarz TNRP, czyli szef cywilnej władzy zwierzchniej nad NSZ i autor nazwy tej organizacji, był działaczem ONR? Czy był nim August Michałowski „Roman”, kierownik Wydziału Wojskowego TNRP? A płk Ignacy Oziewicz „Czesław”, pierwszy dowódca NSZ, przez całe życie bezpartyjny, na jakiej podstawie jest tak określany? I tak dalej.
    „Żebrowski nie wspomina o konsekwencjach przyjęcia przez NSZ koncepcji zwalczania dwóch wrogów, zwłaszcza ZSRR i komunizmu. jej skutkiem było zaś rozpętanie bratobójczych walk, zapoczątkowanych przez zamordowanie 9 sierpnia 1943 r. koło Borowa w powiecie kraśnickim 26 członków Gwardii Ludowej przez oddział Pogotowia Akcji Specjalnej NSZ pod dowództwem Leonarda Zub-Zdanowicza”.
    Pomieszanie z poplątaniem, to byłoby najbardziej łagodne określenie tych majaków. Dla formalności – oddziały PAS działają dopiero po 1945 r. w ramach NZW, pod kolejną okupacją. Nie było żadnej „wojny domowej” w podziemiu. Likwidacja pospolitych przestępców (działających na tym terenie już przed wojną) takim aktem nie była. Od ponad dwudziestu lat znany jest i publicznie dostępny raport mjr. Leonarda Zub-Zdanowicza „Zęba” do dowódcy AK, gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”. Likwidacja bandytyzmu, szczególnie uciążliwego dla ludności cywilnej, była nakazywana w organizacjach niepodległościowych. Do tego warto sięgnąć do zarchiwizowanych wspomnień komisarza politycznego tej bandyckiej grupy (którą w GL buńczucznie przemianowano na „oddział im. T. Kościuszki”) i zastanowić się, dlaczego pisał on o tym, że walk z Niemcami w ogóle nie było. Bo były pospolite rabunki.
    Co do koncepcji zwalczania „dwóch wrogów”, to była ona oczywista nie tylko w NSZ. Zresztą pisałem o tym obszernie, opierając się na źródłach, ponad dwie dekady temu w „Zeszytach Historycznych WiN-u”. Czytanie nie boli…
    Stekiem bzdur jest dramatyzowany opis „największej akcji zbrojnej” BŚ – 8 września 1944 r.
    Ale… Piętka zżyna obficie z komunistycznych propagandystów, a nawet idzie znacznie dalej. Wsparcia NSZ-owcom rzekomo „udzieliły siły niemieckie”. A skąd to wiadomo? Bo pisał tak tow. Demko vel Moczar? Nikt im nie udzielił wsparcia, choć BŚ zwróciła się o pomoc do jędrzejowskiego pp AK, stacjonującego wówczas w pobliżu. Pomoc jednak nie była potrzebna, bo wszystko trwało zaledwie godzinę. Spadochroniarze sowieccy (z NKGB) uciekli jako pierwsi, porzucając nowiutką broń. Do niewoli dostali się natomiast kolaboranci niemieccy z Wachmannschaften-SS i Ostlegionen, z których oficerowie sowieckiej bezpieki mieli stworzyć… „brygadę partyzancką”. Nawet AL-owcy i Sowieci nie dali im broni. Dlaczego? Powód był prozaiczny. Nieco wcześniej uczestniczyli oni – w służbie niemieckiej – w pacyfikacji okolicznych wsi i ich nowi przełożeni po prostu się ich… bali. No, ale żeby to wiedzieć, trzeba czytać, ponadto rozumieć to, co się czyta. Nie jest to specjalna sztuka, ale, jak widać, nawet to nie każdemu jest dane.
    „Zamordowano 67 spadochroniarzy radzieckich”. Tych było zaledwie kilku i jak już wspomniałem, uciekli w panice jako pierwsi, ratując życie.
    O wynaturzeniach Piętki na temat BŚ nie piszę tu szerzej, bo jest wystarczająco bogata i dostępna baza źródłowa, aby Piętkę publicznie wyśmiać, co też czynię.
    Ale przywołanie przez niego płk. Jana Rzepeckiego, pierwszego prezesa Zrzeszenia WiN, który odciął się od polskiej emigracji niepodległościowej, wydał komunistom znane sobie struktury poakowskiego podziemia, sieci łączności (w tym zagraniczne oraz konspiracyjne radiostacje) i pozostałe po KG AK ogromne zasoby finansowe jako „żołnierza wyklętego” – to farsa! Rzepecki w 1945 r. poszedł na całkowitą współpracę z komuną (ciągoty w tę stronę objawiał znacznie wcześniej a w oflagu już tego nie krył) i za położone naprawdę ogromne zasługi dla swych nowych panów został skazany na stosunkowo niską karę więzienia. A jego podkomendni, nawet szeregowi żołnierze, byli skazywani na kary śmierci i mordowani! Co to była jednak za kara, skoro dwa dni po wydanym wyroku został ułaskawiony przez tow. Bolesława Bieruta i natychmiast wstąpił do „ludowego” WP, gdzie szkolił swych nowych podkomendnych do walki… „z bandami”. Piętka nazywa go zaś „zdecydowanym antykomunistą”!
    Błędów i komicznych omyłek w niezbyt długim przecież wypracowanku, suto okraszonym zdjęciami, jest aż nadto. Piętka kwestionuje to, co napisałem, że NSZ to była „jedyna, obok AK – profesjonalna organizacja wojskowa, z liczną kadrą oficerską”. Czyli organizacja, która miała w swych szeregach trzech przedwojennych generałów WP, kilkudziesięciu pułkowników i podpułkowników, licznych oficerów dyplomowanych różnych specjalności – nie była profesjonalna? Organizacja, w której od początku było powszechne szkolenie wojskowe na bardzo wysokim poziomie (szkoły podchorążych, podoficerskie, kursy aplikacyjne dla oficerów itp.), która wydawała drukowane podręczniki, programy szkolenia i broszury do kształcenia wojskowego, która opracowywała bardzo szczegółowe plany operacyjne?
    Gen. Gehlen o BCh i NSZ
    Przecież to o BCh gen. Reinhard Gehlen, szef niemieckiego wywiadu na wschód, pisał w swym raporcie o polskim podziemiu: „Ich liczba wydaje się stosunkowo niewielka. […] W konflikcie między AK i AL skłaniają się w coraz większym stopniu ku obozowi AL, zwłaszcza że sowiecka propaganda zapewnia ich o przekazaniu chłopom większych posiadłości ziemskich”.
    Organizacja, która miała mieć potężne siły partyzanckie, wygrywała niezliczone bitwy partyzanckie z Niemcami, która dysponowała siłami znacznie większymi niż dysponuje obecne WP, jest dla wroga prawie niezauważalna. Gdzie się więc podziały owe potężne „oddziały taktyczne”?
    A co Gehlen pisał o NSZ? „Był to najsprawniej zorganizowany i najbardziej sprężyście dowodzony nielegalny polski związek zbrojny. Brak dokumentów na temat jego dowództwa, struktury, stanu liczebnego, uzbrojenia itd.
    W szczególnie ostry sposób NSZ zwraca się przeciwko niemieckim organom policyjnym:
    – Na niemieckie akty terroru i zemsty należy natychmiast odpowiadać przy udziale całej ludności publiczną akcją plakatowania, zapowiadającą akty terroru i zemsty.
    – Przeciw wyższym oficerom Gestapo, żandarmerii oraz więziennictwa mają być wydawane i wykonywane wyroki śmierci.
    – Należy podejmować ataki na więzienia w celu uwolnienia więźniów politycznych.
    – Niemieccy agenci powinni zostać wybici.
    Natomiast wobec niemieckiego Wehrmachtu, co pokazują powtarzające się meldunki, dąży się do ugodowego ułożenia stosunków. […] Nie doszło jednak do zasadniczej współpracy. […] Ich postawę wobec niemieckiej policji określić trzeba jako wciąż nieprzejednaną”.
    Licznych meldunków i niezwykle pochlebnych ocen na temat wywiadu NSZ, również ofensywnego, oraz jego niezwykłych osiągnięć, działającego na terenie III Rzeszy, nie cytuję, bo są one już dość powszechnie znane.
    Tak mają wyglądać rzekomi zdrajcy, „hitlerowscy kolaboranci”.
    O co chodzi
    Można zapytać, o co toczy się ta perfidna gra propagandowa, w której poszczególni historycy i publicyści sięgają do coraz bardziej nikczemnych metod. Dlaczego i w czyim interesie pojawia się właśnie teraz ta fala pomyj wobec ludzi, którzy już nie mogą się bronić?
    Wypracowanie Piętki ukazało się w tygodniku „Przegląd”. Trudno cokolwiek zrozumieć, jeśli nie sięgniemy do korzeni. Pismo to zostało założone w 1982 r. (czyli w okresie stanu wojennego!) przez czołowego propagandystę PRL Mieczysława F. Rakowskiego, ostatniego pierwszego sekretarza KC PZPR. Nie ze swoich funduszy to zrobił, ale z pieniędzy kradzionych przez komunę nie mającym nic do powiedzenia Polakom. Po kilku zmianach organizacyjnych i personalnych pismo istnieje nadal, jest b. ściśle związane z SLD. W jego zespole redakcyjnym jest m.in. tow. Andrzej Werblan, b. członek Biura Politycznego KC PZPR.
    Bardzo dobre towarzystwo dla Piętki, stałego publicysty tygodnika „Myśl Polska”, który kiedyś był pismem poważnym, organem emigracyjnego Stronnictwa Narodowego. W 1993 r. został jednak przejęty przez grupkę ludzi, określających się wprawdzie jako kontynuatorzy tej linii politycznej, którzy jednak od niej bardzo szybko odeszli, skupionych wokół Bogusława Kowalskiego i Jana Engelgarda. W ich piśmie nastąpiła całkowita gloryfikacja Wojciecha Jaruzelskiego, pojawili się m.in. publicyści-propagandyści, tacy jak Ryszard Gontarz a nawet… członkowie GL-AL, jak np. Tadeusz Szymański, pacyfikator ludności cywilnej w Puziowych Dołach 19 kwietnia 1944 r., w Polsce Ludowej wyższy oficer aparatu bezpieczeństwa publicznego, m.in. dowódca pułku KBW! – to zgrupowanie mordowało partyzantów mjr. Józefa Kurasia „Ognia” na Podhalu.
    Chamokomuna w natarciu
    Obecna „Myśl Polska” jest klasycznym przykładem chamokomuny – czyli miłośników tej frakcji komunistycznej, która przeciwstawiała się (w różnej zresztą formie) dominacji towarzyszy pochodzenia żydowskiego. Aby zaskarbić sobie przychylność sowieckich pryncypałów, byli jeszcze bardziej prosowieccy od nich, choć trudno to sobie wyobrazić.
    Ten kierunek skażenia umysłowego nie jest dziś wcale czymś marginalnym. Sierotki (rodzinne i ideologiczne) po rzekomo minionym ustroju mają się całkiem dobrze a nawet bardzo dobrze. Jest to nurt wielowątkowy. Trudno im wprost nawiązywać do skompromitowanej ideologii zbrodniczego imperium, więc się stroją w piórka „narodowe”. Pod narodową maską kryje się antynarodowe oblicze. Polscy narodowcy zawsze byli antykomunistyczni, co było oczywiste. Do końca bronili Polski przed sowiecką inwazją i okupacją. A takie działania – propagowanie bolszewii pod pozorem działalności narodowej, mają kompromitować ideę narodową jako taką.
    Coraz więcej wokół nas takich przebierańców, obwieszonych znaczkami NSZ, jaszczurkami, mieczykami ale i „słowiańskimi” swastykami (brakuje jeszcze murzyńskich amuletów i cygańskich świecidełek). Łączy ich ideologia: „Biej Żidow, spasaj Rassiju „. Czyli gdyby nie „Żydy”, to komuna jako ustrój byłaby… bardzo dobra. Podobnie ze słowianofilstwem, a faktycznie – z tępym rusofilstwem, co przejawia się w umiłowaniu carstwa i jego „dobroci” dla Polski i Polaków, bo samodzierżawcy budowali nam… uniwersytety, politechniki, filtry. A że czasem więzienia, jak w Warszawie na Mokotowie, czy w Ostrołęce – gdzie dziś mieszczą się Muzea Żołnierzy Wyklętych (co samo w sobie jest przejawem… rusofobii, bo tam powinny być Muzea Wszechrusi?), to już nie ma znaczenia.
    Czyli nihil novi sub sole. Walka trwa.

    Polubienie

  2. Prawica wmawia młodzieży, że prawdziwa wojna toczyła się po 45 roku. Dzisiaj więcej się mówi o „wyklętych” grupkach NSZ niż o walce z niemieckim nazizmem.

    Gdzie było NSZ gdy walczyło Getto Warszawskie? Pomagały tylko AK i GL

    Gdzie było NSZ gdy wysiedlano Polaków z Zamojszczyzny? Walczyło AK, BCh i GL/AL

    Gdzie było NSZ gdy broniono Republiki Pińczowskiej? Walczyło AK, BCh, AL

    Polubienie

      • Nie było ich ale istnieli. Jest książka „Polska walcząca wobec Powstania w getcie warszawskim”. W książce zebrane są m.in. przedruki z polskiej prasy podziemnej. Są tam ówczesne wspaniałe solidarne z walką Żydów artykuły z prasy PPR, GL, AK, a także organizacji katolickich.
        A także z prasy środowisk „narodowych” których postawa wyrażona w tekstach była haniebna.

        Więc brak wsparcia dla walki w Getcie nie wynikał tylko ze słabości bojowej NSZ itp. lecz był kwestią ideologiczną.

        Polubienie

  3. Wieczna chwała polskim partyzantom i bojownikom GL/AL, AK, BCh, ŻOB, którzy stawiali bohaterski opór hitlerowskiej okupacji
    Wieczna chwała żołnierzom LWP którzy przeszli zwycięski szlak bojowy Lenino – Warszawa – Berlin!

    Hańba i zapomnienie dla kolaborantów i bandytów z „Brygady Świętokrzyskiej”

    Polubienie

  4. Aj, durny, durny. Albo czytelników/słuchaczy ma za durnych. Żebrowski znaczy. Oczywiście że przed 1956 nie podawano liczby członków BCh bo by wyszło że jest ich więcej niż alowców. Liczba 160 tysięcy została podana przez komendanta Kamińskiego zjeździe PSL bodajże w 1947 roku w rozbiciu na województwa. I Okręg X czyli Wielkopolska liczy 660 ludzi a nie 10 000. Wiem co pisał Zwiejski ale nikt z badaczy BCh nikt go na serio nie bierze. Tak samo produkcja dokumentów po wojnie przez Kocia o Podlasiu też żadną tajemnicą nie jest.
    Dziwi się że jeszcze w 1944 i 1945 stany liczebne rosły. Cóż, znam przypadek gdy członek oddziału NSZ Cichego po demobilizacji przed Bagrationem wziął dwie sztuki broni i zameldował się w oddziale Bch w sąsiedniej wsi. W oddziale BCh był choć przysięgi ostatecznie nie złożył – nadeszła RKKA. Na do widzenia dostał papier że był w BCh dzięki czemu UB go nie zamknęło gdy wracał do domu. I gdzie go liczyć? Co ciekawe dostał Krzyż Narodowego Czynu Zbrojnego. Marnie musi być z zasługami NSZtowców skoro dezertera i złodzieja broni dekorują.
    Ciekawe są też te kwartalne sprawozdania z liczebności NSZ. Ciekawe gdzie coś takiego widział bo dane są tylko z5Białostockiego i to już z czerwca 1944. Nie powalają te dane zresztą. Na koniec czerwca w całym województwie było 6250 NSZtowców. Właściwie jedyną liczbą jaką Żebrowski się posługuje to 72 000 z raportu Żochowskiego. Co ciekawe w wydawanych za granicą Zeszytach do historii NSZ komendant Bogucki podaje liczbę 52 000… Żochowski raportuje o kilkudziesięciu batalionach NSZ nie licząc samodzielnych kompanii i plutonów. Mógłby Żebrowski podać obsadę choćby kilku tych batalionów skoro w NSZ była taka dokładna sprawozdawczość.
    Czy Wójcik Tarzan był w NSZ gdy urządzał zasadzkę na Rennera? Jedyne źródło które to potwierdza to jednozdaniowa wrzutka Chodakiewicza pochodząca ponoć od żony Zub-Zdanowicza. Natomiast por. Torliński z sandomierskiej AK twierdzi że do AK Wójcika skierował rtm. Vickenhagen u którego Wójcik był karbowym. Podaje nawet takie szczegóły jak nazwę knajpy w której ustalono zasady powrotu Wójcika do AK.
    Zabawne jest poszukiwanie jednostek szczebla pułku i wyższych w BCh. Takich jednostek nie planowano formować a Oddziały Taktyczne to nazwa własna pionu który miał wejść w skład podziemnej armii w momencie powstania. Dziwi fetyszyzacja szarż w NSZ. Akurat jak wyglądała szkoła podoficerska w BCh opisał profesor Rowiński, w czasie wojny jej absolwent we wspomnieniach Leśni podchorążowie. Zresztą ranga w regularnym wojsku nie musiała przekładać na jakość dowodzenia w partyzantce. Widzę raczej próby ukrycia bólu odwłoka że przedwojenny kapral czy wręcz dwudziestolatek który nigdy nie był w wojsku potrafili dowodzić skuteczniej niż panowie pułkownicy i generałowie z NSZ zbliżonymi liczebnie jednostkami.
    Co do Wierzchowin to zabawne jest deprecjonowanie materiałów zebranych przez K.Stopę. Są to relacje mieszkańców Huty gdzie zgrupowanie Szarego zostało rozbite. Zasadniczym zarzutem jest to że Stopa był tylko nauczycielem a nie zawodowym historykiem. Nie dziwi to zresztą. W relacjach świadków nie ma żadnej bitwy a rozstrzeliwanie kompletnie pijanych NSZtowców. Mało chwalebnie to wygląda.
    Zabawne jest też twierdzenie że NSZ miały odpowiadać odwetem na niemiecki terror. Jak to wygląda w kontekście żądań powstrzymania się od walk w obronie wysiedlanej Zamojszczyzny które ukazywały się w Szańcu?
    Ale się opisałem…

    Polubienie

Dodaj komentarz